Z Pettsonem i Findusem miałam ogromny problem. Mamy w domu wszystkie 8 książeczek z serii o sympatycznym staruszku i szalonym kocie, które zostały wydane po polsku. Mamy też genialnego audiobooka, na którym Jerzy Stuhr czyta cztery historyjki z serii. Z czasem z pewnością opiszę wszystkie z nich, ale któraś musi być pierwsza… W naszym domowym głosowaniu wygrał „Tort urodzinowy”. Swój głos też oddałam na tę właśnie książkę.
Na początek garść niezbędnych informacji, dla wszystkich, którzy nie wiedzą kim są Pettson i Findus. Pettson to sympatyczny, acz gderliwy staruszek, który nigdy nie założył rodziny i mieszka samotnie w małej drewnianej chatce, gdzieś na szwedzkiej prowincji. Findus to jego kot – kot, który gada. I nosi zielone porcięta. O tym jak kot nauczył się mówić i dlaczego ma na sobie zielone ogrodniczki opowiada inna historia z „findusowej” serii – „Kiedy mały Findus się zgubił”. Ale o tym przy innej okazji.
Każda opowieść o Pettsonie i Findusie jest zbudowana w taki sposób, że akcja rozwija się by osiągnąć moment kulminacyjny. To co w owym przełomowym momencie dzieje się w „Torcie urodzinowym” jest po prostu cudowne. Nie będę zdradzać szczegółów historii. Powiem tylko, że Findus ma obchodzić swoje trzecie w tym roku urodziny, a z okazji urodzin, tradycyjnie musi zostać przygotowany tort naleśnikowy. Problem polega na tym, że jak na złość w domu nie ma mąki. Pettson ma szczere chęci jechać po mąkę, ale nieszczęśliwie okazuje się, że w rowerze jest pęknięta dętka. Co gorsza klucz do szopki, w której znajdują się niezbędne do naprawy narzędzia wpadł do studni. Odzyskanie klucza okazuje się niezwykle skomplikowane. Na przeszkodzie stoi między innymi rozjuszony byk Anderssona. O tym skąd wziął się byk i co ma on wspólnego z odzyskaniem klucza do szopki nie napiszę. Zdradziłabym to co w historii najpiękniejsze. Powiem tylko, że wszystko co dzieje się w zagrodzie Pettsona, by mógł on odzyskać klucz, otworzyć szopkę, naprawić rower i pojechać po mąkę – a dzieje się duuużo – obserwuje jego wścibski sąsiad Gustavson. Dochodzi on przekonania, że Pettson jest zupełnie postradał zmysły. Co zresztą Gustavson od dłuższego czasu podejrzewał…
Findus ma na ten temat zupełnie odmienne zdanie. Kiedy po licznych perypetiach siedzi ze staruszkiem w ogrodzie i je urodzinowy tort naleśnikowy wie, że Pettson wcale nie jest szalony. Tą książkę trzeba przeczytać.
Muszę jeszcze napisać o ilustracjach, które stanowią integralną część opowieści. Sven Nordqvist ponoć chciał zostać ilustratorem. Nie myślał o pisaniu książek. Stało się jednak inaczej i został i jednym i drugim. I obydwie te rzeczy robi doskonale. Ilustracje Nordqvista odkrywam za każdym razem od nowa. Ukrył w nich niezliczona masę szczegółów. Pełno tu wesołych ludków, które mieszkają w swoich małych domkach. Nie mówiąc już o genialnej mimice Pettsona. Cymes! Zresztą zobaczcie sami na załączonych obrazkach. na niektórych specjalnie zaznaczyłam niektóre szczególiki.
Może ktoś się zastanawia, co ciekawego może być w książce o staruszku, jego sąsiadach staruszkach i gadającym kocie? Według mnie książki Svena Nordqvista o Findusie i Pettsonie są niezwyczajne w swojej zwyczajności. Nie umiem tego inaczej nazwać. Opowiadają o tym, jak w monotonii codziennego życia można odnaleźć małe radości. Pettsonowi pomaga w tym Findus, kot który trzy razy w roku obchodzi urodziny tylko dlatego, że tak jest zabawniej. Jest jeszcze jedna rzecz, którą lubię w tych historiach. Findus zmusza Pettsona do zachowywania się „po dziecięcemu”, nie „po staruszkowemu”. I dzięki temu Pettson nie jest zrzędliwym staruszkiem, ale staruszkiem szalonym. Jak często my dorośli bronimy się przed takim dziecięcym szaleństwem. Zupełnie niepotrzebnie…
Tort urodzinowy
Tekst i ilustracje: Sven Nordqvist
Tłumaczenie: Barbara Hołderna
Wydawnictwo: Media Rodzina, 2006.
[…] Inne książki z tej serii: Tort urodzinowy […]
PolubieniePolubienie