Miło znowu spotkać się z Nusią. Kiedy przyniosłam z biblioteki książeczkę „Nusia się chowa” usłyszałam ze wszystkich stron okrzyki radości. Nusię znamy już dosyć dobrze z innych opowiadań: „Nusia i baranie łby” oraz „Nusia i bracia łosie”. Wszyscy byliśmy ciekawi, z czym będzie musiała zmierzyć się nasza bohaterka tym razem. Otóż, Nusia się chowa, ponieważ coś przeskrobała. Zdarza się każdemu prawda?
Lubię książki Piji Lindenbaum, bo opowiadają w prosty sposób o ważnych sprawach. Zawsze, kiedy je czytamy mam wrażenie, że autorka kuca i stara się spojrzeć na świat z perspektywy dziecka. To zresztą chyba jest charakterystyczne dla dziecięcej literatury skandynawskiej, ale o moich przemyśleniach na ten temat napiszę pewnie innym razem.
[selkar id=144195] Nusia odwiedza swoją koleżankę Helenkę, która nie chodzi razem z Nusią do przedszkola, tylko spędza czas z opiekunką: młoda dziewczyną, z imponującym tatuażem, kolorowymi paznokciami (dzisiaj są fioletowe) i ostrym makijażem. Opiekunka nazywa się Puma. Nieźle, prawda? Razem z Helenką pod jej opieką znajdują się jeszcze dwa niespełna roczne maluchy, bliźniaki. Okazuje się jednak, że mimo swojego imienia Puma jest stosunkowo spokojna, to Helenka wymyśla niestworzone rzeczy: specjalnie budzi maluchy, próbuje je straszyć i doprowadzić do płaczu, maluje im po głowach flamastrami, zawija je w koce jak parówki. Jednym słowem Helenka, daje czadu!
Nusia nie za bardzo włącza się w te dzikie zabawy. Obserwuje je raczej z boku, ale Helence nie przeszkadza. Pozwala jej działać. W końcu następuje katastrofa – Helenka bierze jednego dzidziusia, żeby zanieść go do łóżeczka, a Nusia drugiego. Tyle, że dzidziuś Nusi się wyślizguje, nabija sobie paskudnego guza i drze się w niebogłosy. Puma wpada do pokoju, szybko ocenia sytuację i od razu uznaje Nusię za winowajcę. Nusia ucieka.
Potem jest scena, która w książeczce podoba mi się najbardziej. Nusia wraca do domu i siedzi smutna przy stole. Tata próbuje z niej wyciągnąć, co się stało, ale dziewczynka milczy. Tego się przecież NIE DA OPOWIEDZIEĆ. Tak myśli dziecko. I uwaga! Tata to rozumie. Nie zamęcza jej pytaniami. Stawia tylko przed nią jogurt i bułkę, jakby chciał powiedzieć: „Chcę ci pomóc. W razie czego, jestem.” A Nusia chowa się do garderoby – zawsze tam chodzi, gdy musi pomyśleć.
W książkach Piji Lindenbaum zawsze jest jakaś magia, taka magia dziecięcej wyobraźni. Nigdy nie wiemy czy zadziało się to naprawdę, czy tylko na niby. W garderobie przychodzą do Nusi zwierzęta i próbują ją pocieszyć. Pozwalają jej na wszystko, co chce. Może nawet nimi podrzucać do góry. Absolutnie wszystko. Nusi powoli wraca humor. A co najważniejsze wraz z nim pojawia się Puma, Helenka i bliźniaki. Jedno z plastrem na czole. Dramat się skończył. Wszyscy ochłonęli i mogą razem iść na lody.
Dla mnie to książeczka skłaniająca do pomyślenia o dwóch rzeczach. PO pierwsze o tym, że my dorośli musimy czasem wolniej ferować wyroki. Helence uszło na sucho mnóstwo mniejszych psot, a Nusia niechcący zrobiła jedną niemądrą rzecz i gorzko za nią odpokutowała. Po drugie, w chwilach smutku zwykle potrzebujemy czasu sami ze sobą. Dajmy naszym dzieciom ten czas. Może ich też odwiedzają zwierzaki, które znają najlepsze sposoby na dziecięce łzy…
Nusia się chowa
Autor: Pija Lindenbaum
Tłumaczenie: Katarzyna Skalska
Zakamarki, 2011.