„Koplan kodrokogi kodo kostarkobu kojest kona kodokomu Akorukobakoby.” Zrozumieliście? Jestem pewna, że wszyscy, którzy wychowywali się na PRL-owskich podwórkach zrozumieli. A nauczyliście swoje dzieci tajnego kodu z „ko” w roli głównej? Jeśli nie, to koniecznie sięgnijcie po książkę Małgorzaty Strzałkowskiej „Skarb Arubaby”. To opowieść o najskrytszym marzeniu każdego z nas, o odnalezieniu skarbu. Prawdziwego skarbu, najprawdziwszego pirata.

„Skarb Arubaby” to fantastyczna historia dla początkujących czytelników. W kolejnej książeczce z serii „Czytam sobie” wydawnictwa Egmont jest i tajemniczy stary dom, i tajemniczy list ze wskazówkami dotarcia do skarbu, i w końcu jest tajemniczy skarb – najprawdziwszy kufer wypełniony drogocennymi kamieniami. A wszystko przydarza się dwójce najzwyklejszych dzieciaków, rudemu Tomkowi i piegowatej Oli, a także ich przesympatycznemu wujkowi Anatolowi.
Książka przeznaczona jest do samodzielnej lektury dla młodych adeptów sztuki czytelniczej. To drugi poziom wtajemniczenia. Więcej tekstu, dłuższe zdania. Do tego fantastyczne ilustracje pirackich map Mikołaja Kamlera. Czytelniczy sukces gwarantowany.
Najwspanialsze w tej historii jest jednak to, że czytając ją młody czytelnik wierzy, że mogłaby przydarzyć się i jemu. Co tam młody czytelnik! Ja w to uwierzyłam! Moje chłopaki już rozglądali się za łopatami. W końcu i nasz ogródek kryć może jakiś skarb. Jak to dobrze, że jest zima…
Skarb Arubaby
Autor: Małgorzata Strzałkowska
Ilustracje: Mikołaj Kamler
Wydawnictwo Egmont, 2012
Podziękowania dla Wydawnictwa Egmont za przekazanie egzemplarza recenzenckiego książki.