„Dzieciaki kolacja!”- wołam. „A co dzisiaj jest?” – odpowiada mój chórek. „Zasusone palówki z wysypiska Bździąg” – oświadczam z poważną miną. I po chwili wszyscy wybuchamy śmiechem! „W sosie paplykowym” – dodają dzieci. Wiecie, co to są „zasusone palówki z wysypiska Bździąg”? Jeśli nie to koniecznie sięgnijcie po książkę Markusa Majaluomy „Tato, zbudujmy domek!” To cała góra śmiechu i sporo gorzkiej prawdy o nas dorosłych, którzy nie raz zamiast bawić się z dziećmi tak jak one by tego sobie życzyły, usiłujemy im pokazać, jak się bawić powinny.
„Tato, zbudujmy domek!” jest w naszym domu gościem. Nie po raz pierwszy zresztą. Przybyła do nas z naszej ukochanej biblioteki miejskiej. Bywa u nas regularnie. To znaczy, ilekroć uda nam się ją „upolować” na bibliotecznej półce. Po pierwszej lekturze książka tak się spodobała moim dzieciom i mi, że Święty Mikołaj przyniósł nam 6 grudnia inną pozycję z serii – „Tato, kiedy przyjdzie Święty Mikołaj?”. Historia ze Świętym Mikołajem w tle również pełna jest niezwykłego uroku, jednak „Tato, zbudujmy domek!” zdaniem mojej gromadki zdecydowanie rozkłada „Świętego Mikołaja” na łopatki.
Rodzinka Państwa Różyczków, zbiorowy bohater książek fińskiego autora, jest trochę podobna do naszej. Dwóch starszych chłopców i Anna Maria – maskotka rodziny, która bynajmniej nie jest potulnym kociakiem. Dzieciaki mają mnóstwo pomysłów, a te dzielnie pomaga im realizować tata. Mama nieustannie przebywa na służbowych wyjazdach i konferencjach, ale w tym aspekcie nasza rodzinka zasadniczo różni się od Różyczków.
Niebagatelną rolę w każdej historii odgrywa także sąsiad sympatycznej rodziny – pan Rurka. Nie inaczej jest też w historii „Tato, zbudujmy domek!”. Pan Rurka przywołuje swoje dziecięce marzenie o zbudowaniu na drzewie domu z wieżą strzelniczą. Będąc małym chłopcem rozpoczął swoje dzieło, konstrukcja o poetyckiej nazwie „Oko śmierci” nigdy jednak nie doczekała się wieży. Za namową rozentuzjazmowanych dzieciaków, tata i pan Rurka rozpoczynają budowę. Ich konstrukcja okazuje się być niezwykle skomplikowana i wymagająca całkowitego zaangażowania po ich stronie. A co z dziećmi? Dzieci czekają na ów wymarzony domek i… nudzą się okrutnie! Słyszą tylko bez przerwy: „Nie kręcić się tu!” „To nie dla dzieci!”.
Trójka pomysłowych maluchów postanawia więc zbudować swój własny domek, z kartonu. Jest w nim cicho i przyjemnie. Nie ma stukania gwoździ i taszczenia na górę wanny, czy poskręcanych rur. To jest ich domek marzeń. Tymczasem wyrafinowana konstrukcja taty Różyczko i pana Rurki zawala się z hukiem.
Na tym skończę opowieść. Pointa jest bowiem najcudowniejsza. Nie chciałabym, odebrać moim czytelnikom tej zabawy, którą sama mogę się cieszyć czytając zakończenie książki „Tato, zbudujmy domek!”
I jeszcze słowo o ilustracjach. Nie wiem, czy można nazwać je ładnymi. Na pewno są interesujące. Przede wszystkim są jednak doskonałym dopełnieniem tekstu, a czytając dzieciom książkę, nie raz słyszałam: „Patrz mamo tutaj, jaką minę ma Anna Maria!”
Tato, zbudujmy domek!
Tekst: Markus Majaluoma
Ilustracje: Markus Majaluoma
Tłumaczenie: Iwona Kiuru
Wydawnictwo Bona, 2011