„Wiesz mamo, ten Pinokio to nie jest taka słodka bajeczka dla maluszków” – podsumował mój dziesięciolatek – „Tu się nieźle tłuką. To nie jest książka dla małych dzieci. Na pewno nie.” Trudno nie przyznać mojemu młodemu czytelnikowi mu racji. Podczas lektury momentami było bardzo strasznie (Pionokio odgryza łapkę jednemu z goniących go zbójców, a oni w zamian wieszają pajaca na gałęzi, z zamiarem pozbawienia go życia). Ale bywało i niesamowicie śmiesznie. Salwy śmiechu wybuchły na słowa Gadającego Świerszcza: „Masz drewnianą, zakutą pałę”, a także, kiedy Pinokio trafił do miasteczka o wdzięcznej nazwie Chwytajcymbałów. „Pinokio” to przykład klasycznej historii, która została przerobiona na tyle sposobów, że niewiele osób pamięta już jak smakuje oryginał. A smakuje wyśmienicie.
Śmiesznie wyszło z „Pinokiem”. Mój czwartoklasista, który aktualnie pochłania drugi tom „Władcy pierścieni” przyszedł do mnie z takim oto interesem:
[selkar id=98355]Mamo, muszę przeczytać „Pinokia” do końca lutego, na polski. Przeczytaj nam na głos, żeby mi się z Tolkienem nie pomieszało. Bo jak ty czytasz to mi wpada do innej klapki w mózgu.
Nie miałam wyjścia. Czytaliśmy „Pinokia” wspólnie. I bardzo dobrze się stało, bo podczas lektury uświadomiłam sobie jak niewiele pamiętam z historii pajaca. Oczywiście wiedziałam, że od kłamstwa urośnie mu nos. Pamiętałam, że za namową Lisa i Kota zasadzi w ziemi swoje pieniądze, by wyrosło mu drzewo całe obsypane monetami. Pamiętałam w końcu, że w brzuchu wieloryba odnajdzie swojego stęsknionego ojca Dżepetto.
Ale ilu rzeczy nie pamiętałam! Przede wszystkim nie wieloryb, a rekin. Do tego zanim pajac trafi do jego paszczy zdoła opalić sobie stopy w ogniu, przynajmniej kilka razy złamać obietnicę, że się poprawi i będzie grzecznym chłopcem, niemal zostać usmażonym na patelni jako ryba i zamienić się w najprawdziwszego osła. W każdym z 36 rozdziałów Pinokia coś się dzieje – coś niespodziewanego, zadziwiającego, magicznego.
„Pinokio” to swoista powieść drogi, która rozgrywa się w świecie na pograniczu rzeczywistości i magii. Jest tu nie tylko żyjący drewniany pałac, ale także Gadający Świerszcz, wróżka o niebieskich włosach, która raz jest dziewczynką, raz kobietą, a raz kozą, są leniwi chłopcy, którzy zamieniają się w prawdziwe osły. W tej historii wszystko jest możliwe.
A czemu powieść drogi? Bo Pinokio wędruje, zarówno przez świat, jak i przez życie, które boleśnie go doświadcza i raz za razem przypomina o tym, że warto być grzecznym chłopcem i słuchać swoich rodziców. Tyle, że najlepszą szkołą jest dla nas samo życie, a Pinokio okazuje się być bardzo opornym uczniem. Jednak w końcu i on zdaje egzamin.
Wszyscy rodzice, którzy mają pod opieką takich „pajacyków”, którzy co jakiś czas zasługują na to by usłyszeć słowa wypowiedziane do Pinokia przez Gadającego Świerszcza (te o zakutej pale), nie powinni się zbytnio martwić. Nawet pajace, które robią trzy kroki do przodu tylko po to, by zaraz zrobić dwa kroki w tył, też kiedyś dotrą do celu i staną się grzecznymi chłopcami. Tyle, że trzeba dać im więcej czasu.
Jeszcze słowo o książce. My mamy cudne wydanie z ilustracjami Szancera. Jeśli szukacie „Pinokia”, poszukajcie właśnie tego wydania. Dla mnie to wspomnienie z dzieciństwa, ale i moje dzieci doceniły ilustracje, które wyszły spod piórka słynnego rysownika. Prawdziwy książkowy smakołyk.
Pinokio
Autor: Carlo Collodi
Ilustracje: Jan Marcin Szancer
Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 1980