Cóż to jest za książka! Szukam słowa, które by najlepiej ją opisywało i przychodzi mi no głowy tylko to: „zakręcona”. W sumie mogłam spodziewać się po autorze, że będzie niebanalnie. Znamy Gianni Rodari z „Gelsomina w Krainie Kłamczuchów” (muszę kiedyś o napisać o tej książce), ale „Był sobie dwa razy baron Lamberto” przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Tej książeczki nie czytałam razem z dzieciakami. Zanim sięgnęłam po opowieść o baronie Lamberto, nasłuchiwałam histerycznych śmiechów dobiegających z pokoju mojego starszego syna. „Synuś, co ci tak wesoło?” „Mamo, no musisz to przeczytać, też nie dasz rady ze śmiechu.” Przeczytałam i rzeczywiście – nie dałam rady. Zaśmiewałam się, szturchając małżonka pogrążonego w jakieś poważnej lekturze: „Słuchaj tego to świetne jest. I jeszcze to…”
Bo baron Lamberto to nie pierwszy lepszy baron. To baron, który zamieszkuje wyspę San Gulio, położoną na jeziorze Orta (w książce nazywane Jeziorem Orteńskim, oto mapa ). Baron nie tylko mieszka na owej malowniczej wysepce, ale jest jej właścicielem. Jest zabójczo bogaty (posiada na własność 24 banki we Włoszech, Szwajcarii, Hongkongu, Singapurze itd.), straaasznie stary (ma 93 lata), a przy tym bardzo schorowany (ma 24 różne choroby).
Jednak życie barona przybiera zupełnie niespodziewany obrót po powrocie z wyprawy do Egiptu. Baron słyszy tam następujące słowa: „Człowiek, którego imię jest wymawiane, pozostaje przy życiu.” Wpada wtedy na zupełnie szalony pomysł: zatrudnia sześć osób, lokuje je na strychu swej willi i za sowite wynagrodzenie każe bez przerwy, na zmiany wymawiać swoje imię: Lamberto, Lamberto, Lamberto… I tak 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, w całej willi rozbrzmiewa: Lamberto, Lamberto, Lamberto…. Bez przerwy.
Efekty terapii widać bardzo szybko – baron młodnieje! Każdego dnia może skreślić ze swojej listy kolejną dolegliwość. Nie wszyscy jednak są zadowoleni z takiego stanu rzeczy. Bratanek barona, Ottavio, jedyny spadkobierca fortuny i straszny hulaka – bynajmniej. Ottavio przybywa na wyspę i odkrywa sekret wuja. Aby zdobyć majątek postanawia uśpić sześciu pracowników, którzy serwują baronowi odmładzająca kurację.
Jednak sprawy komplikują się jeszcze bardziej. Na wyspę przybywa banda Dwudziestu czterech El (od L, jak Lamberto) i żąda okupu po milionie z każdego z 24 banków. Kiedy na miejsce przybywają prezesi wszystkich banków z Włoch, Szwajcarii, Hongkongu, Singapuru itd., okazuje się, że nie mogą oni wydać żądanych pieniędzy. Nie zgadza się podpis ich szefa. Jak orzeka grafolog, to podpis napisany ręką młodzieńca!
Moi drodzy, ale co ja wam tu opowiadam. Jak mogę być taka wstrętna i odbierać wam czystą przyjemność smakowania się w absurdach tej zabawnej książeczki. Nie zrobię wam tego. Dla mnie zamysł autora jest genialny, a historia cudownie zgmatwana.
Na dokładkę coś dla wzrokowców. Wydanie Muchomora jest pięknie zilustrowane przez Ewę Poklewską-Koziełlło
Widzisz? Jeśli w coś mocno uwierzysz to z pewnością ci się to spełni. Szczególnie wówczas, gdy masz wystarczająco dużo pieniędzy 😛
Był sobie dwa razy baron Lamberto, czyli tajemnice wyspy San Guilio
Autor: Gianni Rodari
Ilustracje: Ewa Poklewska-Koziełło
Tłumaczenie: Jarosław Mikołajewski
Wydawnictwo Muchomor 2004
[…] znamy już z dwóch innych książek „Gelsomino w kraju Kłamczuchów” (czeka na opisanie) i Był sobie dwa razy Baron Lamberto. Obydwie historie pełne są przezabawnych zwrotów akcji i absurdalnych wydarzeń rodem z […]
PolubieniePolubienie
[…] Był sobie dwa razy baron Lamberto, Gianni Rodhari, il. Ewa Poklewska-Koziełło (Wydawnictwo Muchomor, funduje Mamaczyta.pl) […]
PolubieniePolubienie