Ja wybieram posiłek żucio-gumowy (Mama). Ja chcę niezniszczalne stop-dropsy (Najstarszy). Ja biorę czekoladę telewizyjną i miętowa trawę (Średni). Ja chcę Umpa-Lumpa (Córcia). Dla taty zostały „Karmelki wypełniające dziury. Nigdy więcej dentysty, albo „Miętówki dla sąsiada. Na miesiąc zzielenieją mu zęby”. Ale o co chodzi? Czytaliście książkę Roalda Dahla „Charlie i fabryka czekolady”? Nie pamiętam, czy kiedyś wspólna lektura tak pobudziła naszą wyobraźnię i przy okazji tyle nas nauczyła. Tylko zanim zasiądziecie do wspólnego czytania „Fabryki czekolady”, niech was nie pokusi obejrzenie filmu Tima Burtona! Dzieciaki muszą przecież stworzyć sobie własny obraz tego niezwykłego świata, a do wyobrażenia w książce jest niemal wszystko.
Morał wypływający z „Charliego i fabryki czekolady” jest niezwykle prosty: dobro, prostota, skromność odnosi zwycięstwo nad obżarstwem, pychą i innymi ludzkimi przywarami. W pewnym miasteczku znajduje się tajemnicza fabryka czekolady Willy’ego Wonki. Fabryka słynie z najznakomitszych czekolad na świecie, a jej tajemnicze receptury to najpilniej strzeżony skarb.
O ekscentrycznym Willym Wonka też wiadomo niewiele. Jedni uważają go za geniusza, inni za wariata. Nikt nigdy nie był w fabryce, którą spowija aura tajemniczości i niezwykły zapach czekolady.
Pewnego dnia Willy Wonka ogłasza w gazecie, że pięciu szczęśliwców, którzy znajdą w jego czekoladach Złoty Talon, będzie mogło jako pierwsi w dziejach zwiedzić całą fabrykę, a także otrzymają zapas czekoladek na całe życie. Talony trafiają do niepohamowanego łakomczucha Augustusa Gloopa, rozpuszczonej jak dziadowski bicz dziewczynki o imieniu Veruca Salt, uzależnionej od żucia gumy Violet Beaugarde, Mike’a Teavee, który nieustannie ogląda telewizję i Charliego Bucketa, chłopca żyjącego w skrajnej nędzy w maleńkim domku w sąsiedztwie fabryki.
Wszyscy oni wraz z rodzicami, a Charlie z ukochanym dziadkiem Joe, przekraczają wrota fabryki i rozpoczynają swoją wycieczkę po miejscu zupełnie niezwykłym. Rzeka i wodospad z czekolady, mnóstwo rur podążających w różnych kierunkach, całe podziemne miasto pełne korytarzy i pokoi mieszczących tajemnicze mikstury Willy’ego Wonki. Właściciel fabryki tak jak obiecał odkrywa przed zwiedzającymi swoje największe sekrety: niewidzialne batoniki czekoladowe do jedzenia podczas lekcji, cukierkowe ołówki do ssania, tęczowe dropsy – plujesz po nich w sześciu kolorach, lepiste krówki dla gadatliwych rodziców…
Ale podróż po fabryce czekolady to także rodzaj egzaminu, który zdaje tylko skromny, biedny chłopczyk – Charlie Bucket. Przywary pozostałych dzieci, wpędzają je w jakieś tarapaty: łakomy Augustus wpada do czekoladowej rzeki i zostaje wciągnięty przez rurę, uzależniona od gumy Violet rzuca się na będący w fazie testów posiłek żucio-gumowy i zamienia się w gigantyczną jagodę, nieposłuszna i rozpieszczona Veruca zostaje porwana przez wiewiórki, uznana za pusty orzech i wyrzucona do śmieci, a Mike Teavee – w procesie transmisji telewizyjnej zostaje zmniejszony do rozmiarów liliputa. Zostaje Charlie.
Po co to wszystko było? Czemu dziwaczny, ekscentryczny Pan Wonka zaprosił do siebie dzieci i przeprowadził je przez zawiłe korytarze fabryki? Willy Wonka szukał dla siebie godnego następcy i znalazł go w małym, biednym Charliem. Naprawdę książka dała nam wszystkim to sporo do myślenia. Każdy z nas ma przecież słabości, które skutecznie wytknął nam Willy Wonka.
Teraz mogę z czystym sumieniem puścić dzieciakom film Tima Burtona. Mają już swój własny obraz niezwykłego świata fabryki czekolady Willy’ego Wonki.
Charlie i fabryka czekolady
Autor: Roald Dahl
Ilustracje: Quentin Blake
Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2004