To moja pamiątka z kolonii. Szkoda, że moje dzieciaki nie mają ani takich nagród, ani nawet kolonijnych wspomnień. W dzisiejszych czasach ze świecą szukać kolonii zakładowych, tak jak to niegdyś bywało, prawda? Ale miało być o książce. „Kołysanka dla Marka”, jako kolonijna nagroda nie zrobiła na mnie specjalnego wrażenia. Ot, lektura dla maluszków. Musiała poczekać ładnych parę lat, by zasłużyć na moje względy, a raczej na względy moich dzieci. Czytałam ją całej trójce. Obowiązkowo przed snem. W końcu to kołysanka.
Niezwykle ciepła, bajkowa historyjka bez problemu zaskarbia sobie serce każdego rodzica i każdego dziecięcego słuchacza. „Kołysanka dla Marka” opowiada o małym chłopcu, które za nic w świecie nie chce zasnąć. Ale mama Marka jest szczęściarą. Ma niezwykłych pomocników. Swoją pomoc w usypianiu nocnego marka (a raczej Marka), oferuje sarna z obrazka na ścianie. Przynosi dla chłopca poziomki i śpiewa sarnią kołysankę. Bez skutku.
Jako następny, interweniuje tata. Woła konika z obrazka na ścianie. Ten przybywa z piernikiem miętowym i specjalna bajką, którą klaczka mówi na dobranoc źrebiętom. Nic.
Ostatnia deska ratunku w kotku z czerwonej poduszki, którego wzywa na pomoc babcia. Kotek mruczy, mruczy, aż sam zasypia, a chłopiec ani myśli o spaniu. W końcu wszystkie zwierzątka morzy sen. Marek patrzy na nie i postanawia położyć poczciwych pomocników do własnego łóżka, a sam zadowolony z wykonanego zadania, w końcu zasypia zwinięty w kłębek na dywaniku. Śpi. „A minę ma tak zadowoloną, jakby spał w łóżku króla.”
Piękna, ciepła bajeczka dla małych nocnych marków, nie tylko tych przez wielkie M.
Kołysanka dla Marka
Tekst: Anna Świerczyńska
Ilustracje: Hanna Krajnik
Nasza Księgarnia, 1970