Kiedy ostatnio wszyscy, powtarzam WSZYSCY, całą rodziną rechotaliście ze śmiechu? My wczoraj, czytając „Mój dom” autorstwa Delphine Durand. Cały rodzinny przekrój od lat 4 do 40 lat śmiał się do rozpuku. Zaczęło się od Johnny’ego Zgrozy, jegomościa o wielkich stopach. Potem była Kundzia i babcia Fifka, ale Glucie totalnie rozłożyły nas na łopatki. Pytacie teraz pewnie: jakie Glucie, jaka Kundzia, o czym ona pisze?! Nie pytajcie, tylko sięgajcie po „Mój dom” i po prostu do niego zajrzyjcie. Taki dom to jest coś!
Zaczyna się tak:

Po czym wchodzisz do tego „zupełnie zwyczajnego domu” i już wiesz, że będzie ciekawie.

Dom powoli wyjawia swoje tajemnice. Zamieszkują go istoty straszne, marudne, roztargnione, zabawne, sympatyczne, brzydkie i ładne. Wszystkie, wszystkie bez wyjątku zupełnie wyjątkowe!
Weźmy takiego Potargańca, włosy jego niczym jedna wielka plątanina, ale kiedy w końcu idzie do fryzjera, może i ma piękną fryzurę, ale wydaje się raczej nieszczęśliwy. Albo taki Mustafa, który szuka swojego buta. Biedak, kiedy w końcu go znajduje, okazuje się, że obuwie wpadło w ręce Potwora Przygłupiego. Nie tak łatwo przekonać bestię do współpracy. Mustafa ma trudne zadanie.
Można też śledzić losy czterech sympatycznych wędlinek: Bereniki Kiełbaski, Antoniego Kiszki, Szymona Salcesona i Teresy Kaszanki. Można razem z panem Bławatkiem szukać jego zaginionego kota. Można sprawdzić co się stanie, jeśli Megaohydna i Maksiszpetna pójdą do fryzjera. Można w końcu doszkolić się z zakresu wiedzy Gluciach – przedziwnych zwierzakach zamieszkujących Dom. My szczerze pokochaliśmy Glucia w galotach. Niemałą sympatię wzbudził także Gluć ubrany w zajęczy czepek.
W domku można też kupić różne ciekawe rzeczy. Szczególny zachwyt mojej gawiedzi wzbudził Handlarz brzydkich słów. Tym bardziej, że w promocji oferuje on „wielkiego głupola, któremu cuchną nogi.”
Co tu dużo mówić. Dzieje się w tym domu, oj dzieje. Dzieje się tak, że brzuchy bolą ze śmiechu, a oczy radują się odkrywając nowe szczegóły i śledząc co rusz to nowe historie. „Mój dom” to taki trochę komiks, trochę książka obrazkowa. To nie jest historia, która ma jasno sprecyzowany początek i koniec. Książka jest też genialnie przetłumaczona. Jakkoklwiek bowiem brzmi ona w oryginale, polski przekład naprawdę budzi szacunek i… wywołuje salwy śmiechu.
A najlepsze czeka czytelnika na końcu. „Juhu! Można mazać po książce” ogłasza jeden z mieszkańców domu. Sami mamy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy Potarganiec wytrzyma uczesany i jak wyglądają nowe fryzury Megaohydnej i Maksiszpetnej. Można też wymyślić nowe Glucie…
Mi jednak jakoś ciężko oddać „Mój dom” w ręce moich małych rysowników. Tym bardziej, że jak mogę się spodziewać Najmłodsza wszędzie, gdzie się da narysuje księżniczki w powłóczystych sukniach, a Najstarszy – króliki. Chyba sama zaszyję się kiedyś w kąciku i namaluję Glucie, Śmierdziulki i Niunisie, jakie znam ze swojego domu. Chociaż wiecie, mój dom to naprawdę nic specjalnego…
Mój dom
Tekst i ilustracje: Delphine Durand
Tłumaczenie: marek Paszkiewicz
Wydawnictwo Entliczek, 2012
[…] graficzna świetna! Ilustracje Delphine Durand, której niezwykłe obrazki znamy już z książki Mój dom są zdecydowanie mocnym punktem książek. Kolorowe, z ikrą, przykuwają wzrok i zatrzymują go na […]
PolubieniePolubienie