Cytując klasyk z serii „Poczytaj mi mamo”, a mianowicie książeczkę „Czy to lama czy to plama?”, jest pewien specyficzny typ książek, a mianowicie „książki o książkach”. Taką właśnie lekturą jest opowieść „Czworo dzieci i coś”. To książka, która odnosi się do opisanej przed ponad wiekiem historii „Pięcioro dzieci i coś”, a przy okazji sama buduje niezwykle interesującą opowieść o współczesnych dzieciach, współczesnej rodzinie i dziecięcych marzeniach, które od wieków pozostają takie same.
Nie znam książki „Pięcioro dzieci i coś” Edith Nesbit. To taki brytyjski klasyk, które zna każde dziecko wychowujące się na wyspach. Od niedawna znam za to młodszą siostrę historii napisanej przez Nesbit -„Czworo dzieci i coś” autorstwa Jacqueline Wilson. Może raczej młodszą córkę, a nie siostrę, ponieważ gdyby Nesbit nie napisała książki o piątce dzieci, Wilson pewnie nigdy nie stworzyła, by tej o czwórce małolatów. Obie książki cudownie się przenikają i pokazują, jak miłość do książek może zmienić nasze życie.

Tytułowe czworo dzieci, to bardzo ciekawe zbiorowisko: niby rodzeństwo, a jednak nie zupełnie. Narratorką opowieści jest Róża, wielka miłośniczka książek Edith Nesbit, z dziełem „Pięcioro dzieci i coś” na czele. Jej brat Robert to wielki wrażliwiec i ślamazara. Ich rodzice się rozwiedli. Teraz Róża i Robert spędzają wakacje w domu taty, wspólnie z jego nową partnerką – Alicją. Tata i Alicja mają córkę Magdalenkę, słodziaka, uwielbianego przez wszystkich bez wyjątku. Dodatkowo, Alicja ma z pierwszego małżeństwa córkę Samanthę, która nie pozwala się nazywać po imieniu, woli by mówić na nią Psujka. To zbuntowana małolata. Zagubiona, szukająca miłości.
Róża i Robert nie przepadają za Psujką. Zresztą z wzajemnością. Całą trójkę łączy jednak miłość do Magdalenki, bo w końcu dla wszystkich tylko ona jest choć w połowie siostrą. Wspólne wakacje zapowiadają się jako ciąg kłótni i sporów, aż do momentu, gdy cała ta posklejana rodzina wybiera się na piknik.
Rozkładają wiktuały nieopodal piaskowej górki i podczas zabawy trafiają na „coś” – Piaskoludka. Róża bez trudu rozpoznaje stworzonko – to bohater jej ukochanej powieści! Dziewczynka wie jak postępować z małym kudłatym stworkiem. Wie, że każdego dnia dzieciaki mogą wypowiedzieć jedno marzenie, a Piaskoludek je spełni. Swoim marzeniem będą cieszyć się jednak tylko do zachodu słońca.
Początkowo życzenia wychodzą z ust dzieci mimowolnie, z czasem są coraz bardziej przemyślane. Często wpędzają je w tarapaty, ale mimo tego za każdym razem czegoś ich uczą i sprawiają, że dzieciaki zbliżają się do siebie, lepiej się poznają, zaczynają współpracować. Tylko dorośli nie mogą zrozumieć, dlaczego dzieci codziennie chcą koniecznie iść na piknik w okolice piaskowej górki.
Wakacje z Piaskoludkiem to najlepsze wakacje w życiu całej czwórki. Wcale nie dlatego, że stworek pozwala im unieść się w powietrze czy podróżować w czasie. Nie dlatego też, że przez jeden dzień są sławni i bogaci. Powód jest inny – dzięki wszystkim niezwykłym przygodom dzieci się ze sobą zaprzyjaźniły.
Czworo dzieci i „coś”
Tekst: Jacqueline Wilson
Tłumaczenie: Joanna Schoen
Wydawnictwo Znak, 2014