Ostatnio, żeby poczytać musimy zgasić światło. Dziwne. Ba! Bardzo dziwne. Ale już śpieszę z wyjaśnieniem. W ciemnym pokoju, Najmłodszej i mi towarzystwa dotrzymuje diaskop o pięknym imieniu Jacek wraz z opasłym pudełkiem bajek. Dla mnie to powrót do przeszłości. Dla Najmłodszej – niezwykła przygoda. Czytamy i oglądamy „filmy” o Żelaznym wilku, o sierotce Marysi i cudowne porady Pana Kamyczka, który uczy dzieci, jak zachować się przy stole czy w ZOO. Pamiętacie?
Kiedy byłam małą dziewczynką, mówiłam, że oglądam filmy. Wtedy bajki puszczane z diaskopu były cudowną rozrywką. Dzisiaj myślę sobie, że to nie filmy, a raczej książki, które czytamy w zupełnej ciemności. Jak się okazuje, dla dzisiejszych maluchów są one czymś równie wciągającym. Nieco egzotyczną, ale jakże fascynującą przygodą.
Diaskop Jacek wraz z kolekcją bajek trafił do nas z mojego rodzinnego domu. To niezwykły skarb. Dziadek wątpił. „To za nudne dla dzieciaków ery tabletów i komputerów” – mówił. Okazuje się, że wcale nie. Bajki z diaskopu są niczym książki, które czytamy po ciemku. Cudowny nastrój, lekki szmer przesuwanego filmu, krótkie przerwy, żeby leciwa maszyna nieco ostygła. Dają nam niezwykłą radość i pozwalają wyciszyć się przed snem.
Ciekawa jestem, czy też macie swoje diaskopy z dzieciństwa. A może to już prawdziwe białe kruki?