Przedszkole to rzeczywiście fascynujący okres w życiu naszych pociech. Udowodnili to nasi czytelnicy nadsyłając spisane przez siebie „przedszkolne wspominki”. Dziękujemy wszystkim za udział w naszym konkursie z Basią i przedszkolem w roli głównej. Serdecznie gratulujemy nagrodzonym. Egzemplarze książki „Basia i narty” ufundowane przez Wydawnictwo EGMONT wędrują do: Magdaleny Bednarskiej, Joanny Machny oraz Magdaleny Gąsior. Przeczytajcie koniecznie, co też wyczyniały w przedszkolu ich dzieci!
* * * *
Magdalena Bednarska
Moje dziecko chodziło do przedszkola katolickiego. Kiedy syn zaczłą do niego uczęszczać w wieku 2,5 roku oczywiście dla mnie, jako przerażonej mamy najważniejsze było, czy nie tęsknił i czy coś jadł. Każdego dnia, kiedy odbierałam go z przedszkola zaczynałam od pytania: co było na objadek? (jakbym nie czytała jadłospisu i nie wiedziała). Chyba syna szybko wyprowadziło to z równowagi, bo już po trzech dniach nasza rozmowa wyglądała tak:
– Co jadłeś dziś na objadek, kochanie?
– Nic
– Jak to nic?
– No nic.
– Nie chciałeś jeść?
– Chciałem, ale pani mi nie dała.
– ???
– No cały dzień się tylko modliłem i modliłem, ale nie dostałem nic do jedzenia.
Szybko oduczyłam się zadawania takich pytań.
* * * *
Joanna Machna
Ulubione wspomnienie z przedszkola związane jest z mikołajkami, a opowiadane zimową porą co rusz wywołuje salwy śmiechu i stwierdzeń, że przedszkolaki to naprawdę bystre istotki.
Było to w zeszłym roku, gdy córeczka chodziła do grupy maluszków. Był 6 grudnia – dzień najbardziej wyczekiwany przez wszystkie dzieci. Tego dnia panowało w przedszkolu wielkie poruszenie, gdyż miał nas odwiedzić brodaty jegomość. Dzieci chodziły bardzo przejęte, tarmosiły niecierpliwie swoje domowe przytulanki i co rusz zaglądały w oszronione mrozem okna. Czekały.
W tym czasie aktywnie byli także rodzice, którzy rozdzielili pomiędzy siebie role postaci mikołajowego orszaku. Dobrze zbudowany Tata Łukasza wcielił się w role Mikołaja, mama małej Marty została Diabłem (miała na twarzy ciemny makijaż i grubą pończochę dla zmyłki), aniołkami zostały dziewczynki ze szkoły podstawowej mającej siedzibę tuż obok przedszkola. Pozostali rodzice zostali zaproszeni na obejrzenie rozdania podarków, a potem na kawę i ciasto.
Nadeszła wielka chwila. Do przedszkola wkroczyła mikołajowa świta ciągnąc za sobą wielki wór. Każdy przedszkolak podchodził do Mikołaja i zamieniał z nim kilka słów. Głównie były to pytania typu: „Czy słuchasz mamy i taty?, „Czy sprzątasz swoje zabawki?”. Padało wtedy ciche, ledwie słyszalne TAK, po czym przejęty maluch zabierał swój prezent i uradowany wracał do grupy. Dla bardziej śmiałych przedszkolaków Mikołaj miał nieco trudniejsze zadanie: zaśpiewać piosenkę lub powiedzieć wierszyk. Śmiechom i żartom nie było końca. Gdy wszystkie paczki zostały rozdane Mikołaj wraz z towarzyszami pożegnali przedszkolaków obiecując wrócić tu za rok (o ile oczywiście dzieci będą grzeczne).
Dzieci wróciły do sali zabaw i zajęły się wnikliwym oglądaniem swoich prezentów. W tym czasie Mikołaj i Diabeł zdjęli kostiumy i dołączyli do reszty rodziców. Przechodząc z sali do sali córka minęła kawałek korytarza prowadzącego do szatni i coś zobaczyła. Podeszła do mnie i w największej konspiracji powiedziałam cicho na ucho: „Mamo, Diabeł sobie zostawił buty w szatni..”
Stłumiłam śmiech i powiedziałam niby zaskoczona: „Taaak?? Naprawdę? Jak to?” Nic więcej w tym momencie nie przychodziło mi do głowy. No bo co powiedzieć dziecku? Że zapomniał? Zaraz by padło stwierdzenie, że przecież Diabeł nie poszedł boso w taki mróz. Że miał dwie pary?
A przecież moja bystra dziewczynka dobrze zauważyła. że buty w szatni należące do jeden z mam to były dokładnie te SAME buty, które miał na nogach Diabeł, gdy przyszedł z Mikołajem! 🙂 Później w domu mała zajęła się czymś innym i już nie pytała o diabelskie buty. Ja także nie wracałam do tego tematu, gdyż nie chciałam zdekonspirować Diabła.
Dziś kolejne mikołajki w przedszkolu. Gdy zaprowadzałam rano córeczkę do przedszkola, słyszałam w szatni rozmowy rodziców: co w tym roku będzie w paczkach, czy to samo co w zeszłym czy coś innego…Ja wiem, że niezależnie od zawartości mikołajkowego prezentu, dla mojej pociechy będzie to wielkie przeżycie: spotkać się znowu osobiście z Mikołajem.
Mnie z kolei bardziej nurtuje inna kwestia – czy Diabeł zostawi sobie w tym roku buty w szatni czy nie… 🙂
* * * *
Magda Gąsior
Kiedy moja córka chodziła do przedszkola, działo się wiele dziwnych rzeczy. Jednego razu wyszła sama z przedzkola niezauważona i nie niepokojona przez nikogo i poszła sobie do domu (mieszkaliśmy niedaleko), bo już jej się w tym przedszkolu znudziło. Na szczęście zauważyła ją i „przechowała” do naszego powrotu z pracy sąsiadka z mieszkania obok.
Innego dnia, gdy odbierałam Sylwię z przedszkola, pani przedszkolanka opowiedziała mi, że moja córka rozdawała dzieciom z przedszkola pieniądze. Okazało się, że dzień wcześniej Sylwia wyciągnęła trochę monet z mojego portfela i tak przygotowana, nic nikomu nie mówiąc o swych planach poszła nazajutrz do przedszkola. Monety rozdała dzieciom, które, wedle niej, nie pochodziły ze zbyt zamożnych rodzin. Chciała im pomóc, ot tak, po prostu. Nie chodziło na szczęście o dużą kwotę, ale i tak ucieszyłam się, że pani przedszkolanka odzyskała te monety. Nam też się wówczas zbytnio nie przelewało, ale Sylwia jako jedynaczka, mająca swój własny pokój, czuła się widocznie w dobrej sytuacji materialnej, co niejako, w jej mniemaniu, zobowiązywało ją do pomocy biedniejszym i słabszym. Moje kochane dobre serduszko nie pomyślało jednak o tym, by o pomoc i radę poprosić np. Mamę, tylko poczuło się na tyle duże i samodzielne, że swój własny plan wcieliło w życie na własną rękę. W sumie, skoro chciałam samodzielne dziecko, to nie powinnam chyba jednak była narzekać. 🙂