
Dzisiaj rano obudziłem się z uśmiechem na mojej małej twarzyczce, ponieważ wiedziałem, że jest pierwszy dzień weekendu. Pierwsze co zrobiłem, to udałem się na śniadanie. Gdy zszedłem na do kuchni, mama wręczyła mi kopertę. Otworzyłem ją i przeczytałem liścik. Na kartce był napis ,,Zaproszenie”.
,,Mikołaju. Zapraszam Cię na moje urodziny do Fabryki Pieniędzy, przy ulicy Miodowej 836. Będzie bardzo fajnie!
Alcest ”
Bardzo się ucieszyłem, ponieważ lubię Alcesta. Spojrzałem na drugą stronę zaproszenia. Tam byli wypisani wszyscy goście. Okazało się, że na imprezie będą: Euzebiusz, Gotfryd, Maksencjusz, Rafał, Kuba i Mateusz. Nie wszystkich znałem, ale zapowiadała się wspaniała zabawa.
Następnego dnia tata podwiózł mnie na urodziny samochodem. Gdy dojechałem do fabryki, większość moich kolegów już tam była. Na koniec dotarł Alcest. Po wejściu do fabryki podeszła do nas dziwacznie ubrana pani, która oświadczyła, że jest naszą przewodniczką i oprowadzi nas po wszystkich ,,zakamarkach”. Przebraliśmy się w specjalne kombinezony i rozpoczęliśmy zwiedzanie. Po lewej stronie widzieliśmy, jak pracownicy robili pięciozłotówki. Po prawej stronie znajdował się podajnik z gotowymi banknotami.
– Ile tam pieniędzy!- krzyknął Euzebiusz. Gotfryd się wtrącił, że jego tata ma więcej. Zamiast chusteczki używa banknotu dwustuzłotowego, a do zapalenia cygara banknotu stuzłotowego.
– Na pewno nie ma tak dużo pieniędzy – powiedziała przewodniczka i pokazała nam sejf. Były tam wielkie sterty banknotów.
– Gdzie jest toaleta? – zapytał nagle Rufus. Instruktorka odprowadziła go, a my wbiegliśmy do sejfu. Zaczęliśmy tarzać się i skakać po stertach pieniędzy. Udawaliśmy, że pływamy w nich jak w basenie. Alcest prawie zjadł trzy banknoty.
– Uwaga! Przewodniczka wraca! – krzyknął Alcest.
Szybko wybiegliśmy z sejfu i ustawiliśmy się grzecznie przy stalowych drzwiach. Pani instruktorka powiedziała, że pora na tort i prezenty. Każdy wziął po dwa kawałki ciasta. Jubilat rozpakował prezenty. Dostał książkę, kubek, grę planszową, słodycze, majtki w serduszka i skarpetki w tygryski. Przyjęcie skończyło się i wszyscy udali się do wyjścia. Nagle przed drzwi zajechały dwa czarne samochody. Wyskoczyli z nich zamaskowani antyterroryści i krzyczeli do nas:
– Na glebę, już!
Jeden z nich powiedział, że widział nas na monitoringu, jak wtargnęliśmy do sejfu.
– Musimy was przeszukać! – krzyknął.
Nie mieliśmy przy sobie żadnych pieniędzy z sejfu i cała akcja zakończyła się ostrym upomnieniem. Za karę musieliśmy sprzątać parking przed fabryką pieniędzy.
Gdy wróciłem do domu, opowiedziałem mamie całą historię. Mama z niedowierzaniem pokręciła głową. Powiedziała, że jest bardzo zła, że tak lekkomyślnie się zachowałem.
– Za karę przez tydzień nie dostaniesz żelków – powiedziała mama.
Ucieszyłem się. To była chyba najlżejsza kara, jaką mogłem dostać.
Tymon Tuszyński, kl. Vb
Więcej przygód: Dzieci piszą nowe przygody Mikołajka