Ostatnio obejrzałam z synami klasyczny serial z 1980 roku „Kariera Nikodema Dyzmy” z Romanem Wilhelmim w roli tytułowej. Dla mnie to był kolejny raz, dla nich pierwszy. Wszyscy byliśmy zachwyceni. Na fali tego zachwytu sięgnęłam po książkę Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, która od lat czekała na półce na swój czas. I wiecie co? Nie dam rady jej przeczytać. Nie dlatego, że mi się nie podoba. Bynajmniej. Czytam jednak powieść, ale widzę film. Książka nie jest w stanie przebić się przez moje filmowe doświadczenie. Dyzma to Wilhelmi. I niech tak zostanie.
Dotarłam mniej więcej do połowy powieści i stwierdziłam, że tyle wystarczy. Nie odkryłam nic, co by mnie zaskoczyło. Nic co odbiegałoby od filmowej historii. Serial to wierna adaptacja klasycznej powieści z 1932 roku. Wilhelmi to aktor genialny, który doskonale odegrał rozterki Nikodema Dyzmy. Grażyna Barszczewska idealnie przedstawiła postać rozemocjonowanej Niny Pomirskiej, a Bronisław Pawlik to Kunicki jak malowany.

Chwała jednak Dołędze-Mostowiczowi za tę historię! Bujna kariera powieściowego Nikodema nawiązywała do wielu karier politycznych w międzywojennej Polce. Dyzma, nieokrzesany prowincjusz bez wykształcenia i z niejasną przeszłością znalazł się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze. Przypadkowo trafiło w jego ręce zaproszenie na rządowy raut. Wybrał się na przyjęcie, jedynie po to by się najeść, a okazało się, że dzięki tej imprezie wypłynął na szerokie wody polityki. Swój sukces zawdzięczał temu, że zwymyślał jednego z przedstawicieli zwaśnionych obozów politycznych. Jego:
Uważaj pan, do jasnej cholery, wybił mi pan z ręki talerz!
okazało się być kluczem otwierającym drzwi ministerstw i hrabiowskich salonów.
Dyzma doszedł na szczyty władzy dzięki szczęściu i umiejętności słuchania. Wiedział, że skoro sam niewiele wie, to musi słuchać tego co mówią inni, a potem powtarzać cudze idee jako swoje. Polityczne niesnaski w rodzącej się Rzeczypospolitej stworzyły ku temu podatny grunt.
Mimo iż, nie dotarłam do końca powieści, cieszę się, że sięgnęłam po tę nieco zakurzoną książkę. Ze wstępu dowiedziałam się, że Dołęga-Mostowicz zbił na powieści prawdziwą fortunę. Zarabiał miesięcznie 15 tysięcy złotych, podczas gdy pensja prezydenta kraju wynosiła 3 tysiące!
Tadeusz Dołęga-Mostowicz żył z pisania i był bogaty. Czy w dzisiejszych czasach są jeszcze bogaci pisarze? Bogaci politycy na pewno są.
Kariera Nikodema Dyzmy
Autor: Tadeusz Dołęga-Mostowicz
Towarzystwo Upowszechniania Czytelnictwa, 1996